Jakiś czas nie publikowałam wydawało mi się że może ze dwa tygodnie góra, a tu miesiąc z haczykiem:)
"Ja wiedziałem, że tak będzie, on nie miał śpiworka..."
Ale jestem, żyję tylko po prostu trochę inaczej, bo przyszła w koncu spóźniona (u nas na północy to już w ogóle) wiosna, więc spacery, rowery i inne.
Gotować gotuję, trochę było klasyki: typu mielone:) troche eksperymentów: ciasto, które nadawało się tylko do piwa i do kosza:) trochę urozmaiceń: szaszłyki, trochę słodkości: placuszki razowo-pszenne z gruszką, trochę zdrowo: koktaile czy jak ktoś woli smoothies,trochę włosko: bruschetta, trochę kaszowo: kus kus z warzywami, trochę urozmaiceń: schabowy w chrupiącej panierce. Było oskrzelowo-inhalacyjnie, było zatokowo-katarowo, czyli różnie. Dzieje się trochę:) zaraz pewnie też jak Młode wstanie ruszymy się gdzieś do Leśnej Chatki, gdzie Dziadek przygotował piaskownicę, gdzie niedługo powstanie huśtawka, tam gdzie kukułka właśnie zaczęła kukać (według przesądu trzeba mieć jakieś pieniądze, żeby rok był bogaty:) ), tam gdzie przechadzają się mamy-dziki z warchlakami, tam gdzie zaczynają kwitnąc maliny, tam gdzie przebiegają się lisy, tam gdzie latają wilgi, pleszki, sikory, myszołowy, strzyżyki, trznadle:)i tam gdzie przebiegają biegacze, żuki leśne i inne stworzenia. Taki nasz przyrodniczy zakątek:)
Tak to jest z tymi blogami, abo piszesz co dnia, albo cisza. Tak jak u mnie:)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam!
Ja czasem zastanawiam się czy to, ze piszę codziennie nie jest przesadą... robię przerwę i wracam do dawnych przyzwyczajeń. W przerwach nie ma nic złego. Lepiej odpocząć i napisać coś fajnego :)
OdpowiedzUsuń